Wychowanie psa to proces ciągły. To nie są sesje szkoleniowe raz w tygodniu albo treningi sztuczek dwa razy dziennie. Wszystko co robimy, spacery, zabawa, nawet to że w tym momencie ignoruję Pimpka pisząc ten post, ma wpływ na jego wychowanie.
W każdym domu panują inne zasady. U mnie na przykład nie jest problemem siadanie na stole ale już niedopuszczalne jest chodzenie boso. Każdy sam wie jakiego chce mieć psa (a przynajmniej mam taką nadzieję). Każdy układa sobie życie według swoich preferencji. Ale kiedyś pojawia się moment, gdy musimy na jakiś czas przekazać czworonoga innej osobie...
Jeśli jestem chora i nie mam siły wyjść na spacer, często robi to Beata (link do jej kanału na youtube znajdziecie
TU). Zna mojego psa, wie "jak się nim posługiwać". Jestem spokojna, że nie wymyśli niczego jak na przykład... Nie, może to czytać więc raczej nie będę jej podpowiadać ;P Ale nie każdy ma ten komfort, jakim jest mieszkający blisko, zaprzyjaźniony psiarz.
Wakacje to czas oddawania psów do hoteli, wynajmowania petsitterów, podrzucania rodzinie... Nie wszędzie da się jechać z psiakiem, to zrozumiałe. Robimy reaserch, słuchamy ploteczek o różnych psich pensjonatach, wybieramy hotel 5* z codziennym spa i polerowaniem pazurków. Zostawiamy, płaczemy, cały urlop siedzimy jak na szpilkach czekając na mail z dziennym info... "Wywczasowani" i "wypoczęci" odbieramy psiurka i... Nie wierzymy własnym oczom.
Gruby, chudy, czy to są mięśnie? Od kiedy umie się turlać, czemu nagle pilnuje piłki? Czy on szczeka na ludzi za płotem? Dlaczego grzecznie siedzi gdy napełniam mu miskę? CZY TO NA PEWNO JEST MÓJ PIES?
|
Nieprzewidzianą sytuacją było na przykład wytarzanie w zwierzęcych odchodach |
Znam to z obu stron.
Parę lat temu, przez dwa tygodnie opiekowałam się psem koleżanki. Zadałam jej mnóstwo pytań, starając się by Frida czuła się jak u siebie w domu, ale nie da się przewidzieć wszystkiego. Gdy nie wiedziałam co zrobiliby jej właściciele, postępowałam z nią jak z Pimpkiem. Jak ją to zmieniło - nie wiem. Państwo Fridy prosili mnie o ćwiczenie z nią sztuczek, lepsze ich opanowanie na pewno było jakimś skutkiem "wakacji".
Kiedy ja wyjeżdżam, z braku laku podrzucam psa dziadkom. Nie jest to idealne rozwiązanie (oczywiście ja wolałabym się z Pimpkiem nie rozstawać ani na chwilę), bo dziadkowie psów nie lubią i latem na noc kojcują. W dzień psiak biega po działce, chodzi z babcią na spacery ale ogólnie prowadzi żywot wiejskiego burka.
Tym razem został na wsi tydzień. Wróciwszy z zagranicznych wojaży natychmiast go odebrałam, wyściskałam i poszłam na spacer.
I szlag mnie trafił.
Mój cudowny, zaczynający już fajnie wyglądać aport - zniszczony. Pies nie wie co zrobić z piłką, goni ale oddać już nie myśli. Posłuszeństwo na spacerze mocno okulało.
Co gorsza, Pimpek wrócił z kłopotami żołądkowymi. Weterynarz straszył nas rakiem prostaty, na szczęście USG nic nie wykazało.
Plany wystąpienia na Dog Games Fall raczej nie dojdą do skutku. No cóż, jestem wściekła i rozczarowana. Nie mam oczywiście pretensji do rodziny, wiem że robili co uważali za słuszne. Zapewne w swoim mniemaniu wyśmienicie bawili się z psem, rzucając mu patyki. Nie wiem co się stało, co było przyczyną obecnego stanu rzeczy. Dla mnie to nowe wyzwanie, nowa przeszkoda, którą muszę pokonać.
No, wypłakałam się. Teraz czas zakasać rękawy i do roboty...
Nie cierpię więc niewyjaśnionych przyczyn.