Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zakupy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zakupy. Pokaż wszystkie posty

sobota, 3 czerwca 2017

Targi Łapa

Takiego wydarzenia nie mogliśmy przegapić. Niezwykła okazja, żeby na żywo zobaczyć jak wyglądają piękne obroże i smycze, dotychczas widziane tylko na zdjęciach w internecie.
Na ul.Mysią wybraliśmy się wraz z Beatą i Riko. Mieszkamy w Warszawie, zatem mogłyśmy bez problemu wyskoczyć na kilka godzin na miasto. Pewnym rozczarowaniem okazała się dla nas wielkość pomieszczenia, w którym odbywały się targi. Za to bardzo ciekawe były prelekcje, na nasze szczęście transmitowane na Facebooku. 
Ponieważ wszystkie stoiska obeszłyśmy w pół godziny (a to tylko dlatego, że czekałam na wykonanie graweru na adresówce a Riko miał sesję zdjęciową w kapoku za 600zł), wybrałyśmy się jeszcze do Maxi Zoo. Tam zastanawiałam się nad łańcuszkiem półzaciskowym. Myślę o takim do ćwiczeń obi, może wtedy Pimpek wyglądał by poważniej i nie byłby zaczepiany przez dzieciarnię... 


niedziela, 29 stycznia 2017

Co tam w styczniu

Styczeń upływa nam pod znakiem przygotowań. Przygotowujemy się do podjęcia działań... Czyli w sumie nic nie robimy :P


Jak już pisałam, coś sobie klikamy, chodzimy, ale to na czym najbardziej mi w tym roku zależy, czyli obi i frisbee leży odłogiem.
Kupiłam piłkę okrągłą i orzeszek, teraz przeprowadzam research. Nie chcę nic zepsuć, tylko wykonywać poprawne ćwiczenia.
Zdobyłam też matę do jogi, dzięki niej Pimpkowi jest dużo łatwiej robić zmiany pozycji, nie ślizga się jak na panelach.



Jeśli chodzi o zdrowie, to USG wykazało tłuszczaka w klatce piersiowej. Za półtora tygodnia jesteśmy umówieni na kontrolę, wtedy okaże się, czy będziemy ciąć.

wtorek, 13 września 2016

Powroty, Latające Psy i małe Internet Treasures

Dziś post długi, bo...

Pimpek w tymczasowej obroży, którą nosił po powrocie z Giganta

Wróciłam z wakacji. Nie było to łatwe, bo od razu zostałam przysypana nauką. Pies nie ucierpiał, ale blog owszem. Toteż wracam. Tu, do psiej blogosfery, pisać i przede wszystkim czytać. Zdecydowanie, nie jestem na bieżąco w Waszych historiach ;)

Na szczęście nieco się przeziębiłam (ach ta klimatyzacja w tramwajach!) i mam czas zajrzeć na bloggera.
Jedna z niewielu rzeczy, które zarejestrowałam to konkurs z okazji premiery Sekretnego Życia Zwierzaków Domowych, w którym bierze udział Ginka (a właściwie jej właścicielka). Na pewno je znacie, dla porządku jednak oto link do ich bloga KLIK. Filmik, który zrobiły jest świetny i jestem pewna, że wygraną mają w kieszeni! Możecie zobaczyć go tu: KLIK
To tyle w temacie Internet Treasures. Teraz o naszych planach.

Nowy rok szkolny dał mi sporą motywację do pracy z psem. Widzę już, że jest nieźle rozpieszczony (wakacje u dziadków... ech...) i musimy solidnie wziąć się do roboty. Obecnie na tapecie znajduje się komunikacja bez smyczy. Trochę opadło nam przywoływanie, zastanawiam się czy nie wrócić na parę dni do Długiej Linki. No i problemem jest odległość od psa w momencie wydawania komendy - im jestem dalej, tym polecenie ma niższy priorytet. Chcę wydłużyć odległość, na którą komendy są ochoczo i radośnie wykonywane.


Jeśli chodzi o szczegółowe ćwiczenia, to robimy zmiany pozycji i utrzymywanie pozycji przy nodze w ruchu. Poza tym, zamierzam ogarnąć wreszcie sztuczki z facebookowego wyzwania. Mamy duże zaległości.


Tak obecnie wygląda Pimpka figura. Jest nieźle, aczkolwiek
mógłby mieć lepsze mięśnie. Dlatego...

Chcemy też z Beatą porządnie zacząć biegać. Najczęściej jednak kończy się na jednym treningu a potem wypada COŚ. Tym razem, COŚ objawiło się nam w postaci zapalenia spojówek u Riko i katary u Pimpka. Tak, mojemu psu cieknie z nosa. Farsa. Dostaje syropek (w życiu nie sądziłam, że uczenie psa lizania wskazanego przedmiotu na komendę będzie tak przydatne!) i tabletki na odporność. Jak się wykurują, ruszamy.


Na razie ćwiczymy rzuty dyskiem. Robimy to co najmniej dwa razy w tygodniu i widać jakieś postępy. Nie możemy ćwiczyć przecież z psami umiejąc rzucić tylko krótkiego backhanda!



Z innej beczki: byłyśmy z Beatą na Latających Psach. Niestety, udało się tylko w sobotę, ale tradycji stało się za dość. Widziałyśmy wspomniane wyżej Natalię i Gi, Joannę Korbal z Lorie i Lackim, (leżące grzecznie w klatkach) Sorina i Baloo (Sorina chyba nie trzeba nikomu przedstawiać zaś Baloo należy do właścicielki bloga Heart Chakra KLIK), Corso oraz oczywiście wiele innych znanych i nieznanych psiaków. Muszę się pochwalić, otóż udało mi się namówić Pimpka do pływania. Słowo wyjaśnienia - czarny wodę kocha, ale zawsze tylko w niej brodzi. Tym razem, w pogoni za zabawką kilka razy dotarł tam, gdzie pod łapkami nie miał już gruntu! Niestety, nie udało mi się zrobić odpowiedniego zdjęcia...

Wykontrastowałam to zdjęcie, no bo zobaczcie na tę minę!

Cały dzień upłynął nam bardzo miło, na Polu Mokotowskim spędziliśmy osiem godzin. Do domu wróciłyśmy podpierając się nosem. Wystarczyła nam jednak chwila odpoczynku i już poszłyśmy "ochrzcić" świeżo kupione dyski :D Oczywiście, bez psów.

Jedyne czego żałuję, to że znów nie udało mi się dorwać tego cudownego kocyka z logo Dog Chow...

W oczekiwaniu na spacer
Adopciaków

Byłabym zapomniała! Postanowiłam nauczyć się grać na gitarze. Jak na razie niemal codziennie wyjmuję ją z szafy i przerabiam kolejne lekcje (korzystam z aplikacji Yousician). Piszę to tu, bo boję się rychłej utraty motywacji. Mam nadzieję, że z Wami się uda ;)

No co Ty, matka, ty i gitara?

sobota, 2 kwietnia 2016

Pimpkowy Haul Kwartalny I/16

Pierwszy z czterech zaplanowanych przeze mnie na ten rok hauli. Przedstawiam Wam zakupy ze stycznia, lutego i marca!

Klatka. Wspaniała, wymarzona, nareszcie u nas. Dwudrzwiowa. Miała być na seminaria, ale jej waga... No coż, zostaje w domu a ja rozglądam się za materiałową. Ale niczego nie żałuję.

Pimpek od razu do niej wszedł, uwielbia ją. Z legowiskiem w zestawie.

zdjęcie zrobione przed chwilą

Z klatką przyszło to. Nie będę tu wypisywać wszystkich paczek ciastek i worków karmy kupionych w ciągu tych trzech miesięcy, ale te zasługują na wzmiankę- okazały się absolutnym hitem, od stycznia zawsze mam je w domu.


Sprzęt do biegania czyli pas i szelki- Sledy niestety za duże, kupimy nowe, robione na zamówienie. Te zachowam, na pewno kiedyś będę miała większego psa.


Zabawka z Pepco. Czeka na odpowiedni moment. Kupiłam też wtedy obrożę, przerobiłam na odblaskową i zgubiłam. 


Zabawka z Tesco. Kupiona pod wpływem impulsu, jeszcze nie podana psu.


Pojemnik na woreczki, również z Tesco. Nareszcie nie rozwijają mi się w plecaku.


Pluszowe jajko za naklejki, Tesco.



Ażurka czerwona w rozmiarze XS. Jest nieco krzywa, bardzo mnie to rozczarowało. Brakuje mi jeszcze M i Jumbo.


Cała kolekcja



Koziołek, dalej nie profesjonalny ale już bardziej zbliżony do ideału niż nasz okrągły.


Wyplecione przeze mnie szarpaki, dwa rodzaje- w Akademii 4 Łapy z prześcieradeł, są raczej jednorazowe, były dwa cienkie i jeden grubszy, 

ale po treningu jeden z nich wygląda jak na zdjęciu poniżej



I plecione w domu szarpaki polarowe. Jest szał.


Koszyczek i śmigusówki- na Wielkanoc.


Chip. Jeden Pimpek już ma, ale gdy prosiłam o sprawdzenie danych, okazało się, że nie działa. I tak oto Pimposzek ma pod skórą już dwa ziarenka ryżu. Dołączona była taka zawieszka.


Nieco przeraża mnie ten stosik... A szczególnie suma pieniędzy, które opuściły mój portfel...



wtorek, 17 listopada 2015

Długa linka to zuo...

UWAGA! Post jest chaotyczny, bo jestem tak zmęczona, że padam na twarz.
Jeśli ktoś zastanawiał się czy jeszcze żyjemy po wizycie Pani Behawiorystki (w dalszej części postu nazywanej po prostu PB) to spieszę się z informacją - nie jest źle.
O ile szykowałam się na solidne poprzestawianie w głowie mojej i psa, to nie myślałam, że będzie aż tak... Czuję się jakby ktoś przewrócił mi wszystko do góry nogami i jeszcze kopnął z boku. Pimpek ma podobnie.
Otóż mamy wychodzić na długiej lince, co jest złe. Wczoraj pojechaliśmy do MAXI ZOO gdzie zaopatrzyłam się w 10m taśmy (przypomnijcie żebym następnym razem najpierw poszła do pasmanterii; metr tej taśmy kosztował ponad 8zł - w zwykłym sklepie byłoby ze dwa razy taniej). Beata kupiła Rikusiowi prezent na zbliżające się urodzinki, ale o tym na razie ćś...

Nie patrzcie na jakość itd - wieczór + telefon

Nie za bardzo umiem się tą linką posługiwać, przede wszystkim dlatego, że w odróżnieniu od zwykłej nauki przywołania nie ma ona po prostu wlec się za psem. Mam ją trzymać a za każdym razem gdy wypowiadam imię psa, lekko pociągnąć. Ma powstać odruch Pawłowa - imię=zwrócenie do przewodnika. Gdy Pimpek zacznie do mnie podchodzić, mam oczywiście zacząć go chwalić. W dodatku byłam taka dumna z tego że Pimpuś ładnie dostawia się do nogi... Guzik. Za bardzo do przodu. Mam to teraz poćwiczyć i w dodatku zrobić dostawianie do nogi prawej. I tu oto pojawiają się wątpliwości.
Po co mi dostawianie do prawej? Czy jest to gdzieś do czegoś potrzebne? W obi nie, ale może w rally-o?
Czy szarpiąc smycz/linkę w momencie wypowiadania imienia psa nie wytworzę skojarzenia "ojej, powiedziała moje imię, to ja się skulę bo zaraz mnie skarci"?
Pimpek zna już cztery komendy zwalniające:
  • BIEGAJ - koniec ćwiczeń, rób co chcesz
  • LUZ - możesz zmienić pozycję, ale dalej ćwiczymy
  • OK - z samokontroli - możesz wziąć to coś czego wcześniej nie mogłeś
  • OBIADEK - możesz podejść do miski
Dlaczego mam więc wprowadzać nową - KONIEC. I co ona ma w ogóle oznaczać? Czym różni się od BIEGAJ?
Jak mam się zachowywać w czasie biegania? Czy tak jak wcześniej czy też mam go ciągle do siebie wołać?
Pimpek nawet na lince nie oddala się teraz na dłużej niż na trzy metry. To po co mi linka jak pies wie, że ona tam jest i zachowuje się jak na zwykłej smyczy?
Psiak nie bawi się teraz z kumplami. Obwąchuje się i ignoruje zaczepki. Zaczęło się to od momentu kiedy w czasie zajęć PB zabroniła mu bawić się ze znajomym psem. Teraz jest zdezorientowany i nie wie co robić.
Na tej samej zasadzie prawie nie znaczy terenu, nie wie czy mu wolno.
Dlaczego nagle ja mam pierwsza przechodzić przez drzwi? Akurat tu nie pachnie to teorią dominacji (poza tą jedną zasadą PB wydaje się całkiem normalna) a mi jest wygodniej kiedy Pimpek przejdzie pierwszy - widzę go.
Zasadą jest to, że w obroży można ciągnąć, ładnie chodzimy w szelkach. Po prostu po przyjeździe ze schronu Pimpek ciągnął jak traktor, więc zastosowałam najprostszą metodę - zmianę oprzyrządowania i nowe zasady. Z jakiej racji mam to teraz zmieniać? To dobrze działa od 7 lat! 

Wątpliwości jest mnóstwo, ale teraz nie mam siły ich wypisywać. To będzie ciężka harówka.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Dzisiejsza wyprawa i weekend na wsi

Na świąteczny weekend wyjechaliśmy na wieś. Miałam wypróbować nowy rower, niestety, nie było kiedy. Za to poświęciłam czas wolny na ćwiczenie rzutów frisbee. Backhand na reszcie wychodzi tak jak powinien, ale sidearm to ciągle czarna magia, ciemne siły. Pies nie był zainteresowany nawet rollerami - na wsi, jak wyjdziemy na dwór ma mnie, lekko mówiąc, gdzieś. Ażurką jeszcze się pobawi, ale dysk? A sama se lataj!
Za to kiedy wracaliśmy, był bardzo grzeczny. Tylko jeden kierowca w autobusie przyczepił się do pimpkowego kantarka.
Taki już siwiutki

Muszę jeszcze nadmienić, że dziś, gdy drogą przejechał rower i psy sąsiada razem z psem-wcale-nie-naszym (Mroczkiem) zerwały się szczekać, Pimpuś został na podwórku.

Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie mam żadnego ładnego zdjęcia
Mroczka - muszę to nadrobić jak pojadę na wieś następnym razem.

Po powrocie odpoczęłam trochę i wyszłam z Beatą na spacer. Nie był bardzo długi - 5,3km w ok 1,5h. Po drodze wstąpiłyśmy do sklepu gdzie kupiłam taką oto saszetkę:




Czaiłam się na nią od dłuższego czasu. Mam saszetki na spacery, z miejscem na zabawki, telefon, ale gdy ćwiczymy w domu nie chce mi się ich wkładać. Ta jest dobra, mała (w tym przypadku to zaleta), sztywna, z klipsem do zahaczenia o pasek. No i bardzo dla mnie ważne - czerwona!
Poza tym, ćwiczyłyśmy to nieszczęsne stanie (zamiast warowania) na moich plecach.

Beata w roli podestu

Wyciszamy się
Bonus: Zastanawialiście się kiedyś gdzie lądują niesprzedane choinki? A sprawdziliście piwnicę?



poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Piłka!

Przyznaję się bez bicia - gdy zobaczyłam jak Pimpkowi podoba się piłka ażurowa (mieliśmy okazję przetestować ją u Beaty) postanowiłam taką zdobyć. I tego samego dnia wieczorem zamówiłam ją. Dziś miał być dzień dostarczenia paczki. Niestety, godzina wieczornego, tradycyjnie wspólnego spaceru zbliżała się nieubłaganie a kuriera ani widu, ani słychu... I gdy zaczęłam już tracić nadzieję zadzwonił. Zdążył w samą porę.
Zgodnie z oczekiwaniami Pimpek był oczarowany. Szczególnie podoba mu się, gdy włożę do piłki piłeczkę kauczukową.
Zabawka przeszła chrzest bojowy, gryziona zarówno przez Pimpka jak i przez Riko. Została nawet obsikana (dzięki Rikuń!) i dokładnie umyta...

Każdy komentarz to motywacja do dalszej pracy