poniedziałek, 13 marca 2017

Nie zaklinam!

Kim jest Cesar Millan wie chyba każdy kto interesuje się psami.
Związane z nim zamieszanie wybuchło ze wzmożoną siłą w związku z jego niedawnym występem w Łodzi.


"Znany z takich hitów telewizyjnych jak: „Zaklinacz psów” i „Cesar Millan na ratunek”, Millan jest wybitnym autorytetem w tresowaniu psów. Podczas show przekaże widzom swoją filozofię zaufania, szacunku i miłości. Pokaże w jaki sposób wychowywać psa od jego najmłodszych lat, tak aby zbudować z nim zdrową i szczęśliwą relację."
Tak na temat Cesara pieje Dziennik Łódzki. Prawda to?

NIE SĄDZĘ

Kim jest Millan?

Bez wątpienia postacią kontrowersyjną.
Dobrym showmanem.
Dla niektórych istnym objawieniem, dla innych katastrofą i nieszczęściem.
Człowiekiem przekonanym o własnej nieomylności.
Przeciwnikiem szkolenia pozytywnego.

Cesar zrobił jedną, dobrą rzecz. Uświadomił masom, że psy potrzebują zasad. Niestety, na tym jego pozytywny wpływ na szkolenie psów się kończy. 
W opozycji do Millana często stawia się Victorię Stilwell, która zresztą nie wypowiada się o nim przychylnie. Oboje mają znane programy w telewizji, piszą poczytne książki. Victoria jest trenerem pozytywnym (dziękuję za polecenie mi artykułu gdzie wyjaśnia na czym polega jej Positive Training), Cesar wyznaje swoją metodę, opartą o teorię dominacji i dziwnie brzmiące "energie".

Zanim ktoś mnie oskarży, czytałam zarówno "Ja albo mój pies" jak i "Zaklinacz psów" (niestety w przekładzie na język polski) i żadnego z dzieł nie uważam za absolutną wyrocznię. Zabrzmi to niepopularnie, ale w wychowaniu mojego psa stosuję i warunkowanie pozytywne, i awersję. Nie uważam, aby jedną techniką dało się wychować każdego psa na świecie, na mojej półce z książkami stoją przeróżne pozycje. Co więc przeszkadza mi w metodach tego szkoleniowca?

Opowieści o "energii" jako o uniwersalnym języku wszystkich zwierząt brzmią... pogańsko. Po prostu. Cesar to współczesny szaman. Nie zrozumcie mnie źle, sama dopiero co pisałam o tym, że psy wyczuwają ludzkie emocje, mówił też o tym Jacek Gałuszka w książce (o ile pamiętam, niestety moje książki Gałuszki zostały pożyczone i nie mam jak sprawdzić) "Aria równaj!". Ale czym innym jest po prostu mowa ciała czy zapach potu a czym innym wypełniająca istotę tajemnicza siła. Cesar stawia ową moc na piedestał, wynosi ją ponad psychikę czy psychologię. A to nie nauka, to szarlataneria.
Ciekawe jest też, jak te górnolotne tezy o zwierzętach, które przy spotkaniu z odpowiednio przygotowanym "duchowo" (propozycje by przed wydaniem psu polecenia pomedytować lub się pomodlić są po prostu irracjonalne, już widzę jak mój pies szykuje się do ataku a ja wyciągam różaniec z kieszeni) mają się do praktyki, do tego co Millan pokazuje widzom w TV. A pokazuje siebie jako zadufanego w sobie pyszałka, absolutnie przekonanego o swojej racji, maskującego dobrą miną porażki. Trzeba pamiętać, że Cesar jest samoukiem. O potrzebach psów uczył się od półdzikich zwierząt wiejskich na farmie dziadka. Wiele się domyślił, ale też wiele zrozumiał opacznie. I bardzo często oglądając jego programy widzimy, jak prowadzący mylnie odczytuje mowę ciała psów interpretując na przykład zmęczenie, fizyczne wyczerpanie walką jako... relaks, a czujności dopisując pragnienie dominacji.

"[...] Beauty to wymizerowana suczka rasy owczarek niemiecki, która wykazuje silne objawy agresji wywołane strachem. Jeśli ktoś chce się do niej zbliżyć, suka podkula ogon, kurczy się i albo się wycofuje, albo atakuje. Żeby przyczepić jej smycz do obroży, musiałem ją złapać, fizycznie zmęczyć i czekać aż się podporządkuje. Musiałem powtarzać ten rytuał tysiące razy, aż zrozumiała, że gdy wyciągam rękę, najlepszym wyjściem jest podejście do mnie."
Jak widać, nie ma miejsca na powolne oswajanie psa z lękiem, na tworzenie mu strefy komfortu. Metoda Cesara to najczęściej "zanurzenie", czyli najmocniejsza z wersji ekspozycji. Polega nie tyle na konfrontowaniu zwierzęcia z przedmiotem fobii (lub innych silnych emocji) a na postawieniu go w sytuacji gdy stężenie strachu jest na tle silne, że "pacjent" może się przełamać i przestać bać. To wymaga jednak zaufania, nie sądzę by taką relację dało się wypracować w ciągu jednej czy nawet kilku sesji treningowych (Cesar szczyci się w końcu że jego działania przynoszą szybszy efekt niż trening pozytywny). W związku z tym częściej obserwujemy (mówię tu o programie telewizyjnym) psa popadającego w bezradność. To częsty efekt szkolenia pana M. Zwierze nie wykazuje reakcji lękowych czy też obronnych, wszyscy się cieszą, mamy sukces. Szkoda tylko, że często po jakimś czasie problemy wracają ze zwielokrotnioną siłą... Jest jeszcze jedna rzecz.

Dominacja. Ta teoria została obalona już ładne kilka lat temu, niestety do Millana jak widać ta wiadomość nie dotarła. Wciąż mówi on, że psy tworzą z ludźmi stado a zachowania jakie przejawiają między sobą przekłada bezpośrednio na relację z właścicielem. Wg niego, każdy pies próbuje nas zdominować, a nawet jeśli nie, to jest zmuszony to zrobić przez nieudolność swoich państwa. Pies ma być "spokojnie posłuszny", taką energią ma się cechować. Nie ma być kreatywny, twórczy, oferujący. Ma być grzeczny. Posłuszny to jest niewolnik na plantacji. Ja nie chcę, by mój pies był moim niewolnikiem. Nie czynię z niego równorzędnego partnera, wiem że to pies. Ale chcę, by potrafił i nie bał się wykazywać inicjatywę.

Wspomniałam o znanej trenerce pozytywnej, to warto poświęcić kilka zdań komuś z przeciwnej strony barykady.
Pisałam już, że stosuję awersję. Mieszam ją ze szkoleniem pozytywnym, zależnie od sytuacji.

Na mojej półce stoją dwie książki autorstwa pana Leonarda Wacha i jego synów. Nie są to moje ulubione pozycje. Panowie reprezentują tradycyjną szkołę awersyjną. Gdybym miała wybierać pomiędzy ich metodami a metodami Cesara Millana...
Wybrałabym starą szkołę. 
W tradycyjnej metodzie psy są karane, tak. Ale trenerzy (mówię tu o tych, którzy wiedzą co robią, partacze to temat na oddzielną notkę) znają ich mowę ciała, zwyczaje, zachowania i nie mylą niedotlenienia ze zrelaksowaniem (patrz na yt psiaka o imieniu Shadow, jednego z tych, które odważyły się zadrasnąć Zaklinacza). Psiaki dostają prosty i zrozumiały komunikat. Jest nagroda, gdy zrobią dobrze (wprawdzie raczej nie ciastko czy zabawka ale pochwała, pogłaskanie, znak że tak ma być) i kara, gdy zrobią źle.
Tymczasem Millan zachowuje się jak machający rękami, przekonany o swojej sile führerek, na zmianę to epatując groźną postawą, to bijąc, szarpiąc i kopiąc. Pies jest zagubiony, nie wie co się dzieje, boi się i wtedy właśnie Cesar cieszy się, że osiągnął sukces i wygłasza kolejne orędzie do kamery. A w czołówce ostrzeżenie "nie róbcie tego w domu"...

Podsumowując
Zawsze można znaleźć coś dobrego. W metodzie Cesara Millana jest to podkreślanie, że pies nie jest człowiekiem, że jego podstawowym zmysłem jest węch i że potrzebuje jasno określonych zasad. Z rzeczy złych... Cała reszta.

NIE ZAKLINAM
http://niezaklinam.pl/

NOTA
Słów "trener", "szkoleniowiec" używam zamiennie. Nie semantyka jest przedmiotem tego posta.
Każdy komentarz to motywacja do dalszej pracy