piątek, 18 sierpnia 2017

Pies na wywczasie?

Wychowanie psa to proces ciągły. To nie są sesje szkoleniowe raz w tygodniu albo treningi sztuczek dwa razy dziennie. Wszystko co robimy, spacery, zabawa, nawet to że w tym momencie ignoruję Pimpka pisząc ten post, ma wpływ na jego wychowanie. 

W każdym domu panują inne zasady. U mnie na przykład nie jest problemem siadanie na stole ale już niedopuszczalne jest chodzenie boso. Każdy sam wie jakiego chce mieć psa (a przynajmniej mam taką nadzieję). Każdy układa sobie życie według swoich preferencji. Ale kiedyś pojawia się moment, gdy musimy na jakiś czas przekazać czworonoga innej osobie...

Jeśli jestem chora i nie mam siły wyjść na spacer, często robi to Beata (link do jej kanału na youtube znajdziecie TU). Zna mojego psa, wie "jak się nim posługiwać". Jestem spokojna, że nie wymyśli niczego jak na przykład... Nie, może to czytać więc raczej nie będę jej podpowiadać ;P Ale nie każdy ma ten komfort, jakim jest mieszkający blisko, zaprzyjaźniony psiarz.
Wakacje to czas oddawania psów do hoteli, wynajmowania petsitterów, podrzucania rodzinie... Nie wszędzie da się jechać z psiakiem, to zrozumiałe. Robimy reaserch, słuchamy ploteczek o różnych psich pensjonatach, wybieramy hotel 5* z codziennym spa i polerowaniem pazurków. Zostawiamy, płaczemy, cały urlop siedzimy jak na szpilkach czekając na mail z dziennym info... "Wywczasowani" i "wypoczęci" odbieramy psiurka i... Nie wierzymy własnym oczom.

Gruby, chudy, czy to są mięśnie? Od kiedy umie się turlać, czemu nagle pilnuje piłki? Czy on szczeka na ludzi za płotem? Dlaczego grzecznie siedzi gdy napełniam mu miskę? CZY TO NA PEWNO JEST MÓJ PIES?

Nieprzewidzianą sytuacją było na przykład wytarzanie
w zwierzęcych odchodach
Znam to z obu stron. 
Parę lat temu, przez dwa tygodnie opiekowałam się psem koleżanki. Zadałam jej mnóstwo pytań, starając się by Frida czuła się jak u siebie w domu, ale nie da się przewidzieć wszystkiego. Gdy nie wiedziałam co zrobiliby jej właściciele, postępowałam z nią jak z Pimpkiem. Jak ją to zmieniło - nie wiem. Państwo Fridy prosili mnie o ćwiczenie z nią sztuczek, lepsze ich opanowanie na pewno było jakimś skutkiem "wakacji".

Kiedy ja wyjeżdżam, z braku laku podrzucam psa dziadkom. Nie jest to idealne rozwiązanie (oczywiście ja wolałabym się z Pimpkiem nie rozstawać ani na chwilę), bo dziadkowie psów nie lubią i latem na noc kojcują. W dzień psiak biega po działce, chodzi z babcią na spacery ale ogólnie prowadzi żywot wiejskiego burka. 

Tym razem został na wsi tydzień. Wróciwszy z zagranicznych wojaży natychmiast go odebrałam, wyściskałam i poszłam na spacer.
I szlag mnie trafił.
Mój cudowny, zaczynający już fajnie wyglądać aport - zniszczony. Pies nie wie co zrobić z piłką, goni ale oddać już nie myśli. Posłuszeństwo na spacerze mocno okulało.
Co gorsza, Pimpek wrócił z kłopotami żołądkowymi. Weterynarz straszył nas rakiem prostaty, na szczęście USG nic nie wykazało.

Plany wystąpienia na Dog Games Fall raczej nie dojdą do skutku. No cóż, jestem wściekła i rozczarowana. Nie mam oczywiście pretensji do rodziny, wiem że robili co uważali za słuszne. Zapewne w swoim mniemaniu wyśmienicie bawili się z psem, rzucając mu patyki. Nie wiem co się stało, co było przyczyną obecnego stanu rzeczy. Dla mnie to nowe wyzwanie, nowa przeszkoda, którą muszę pokonać. 

No, wypłakałam się. Teraz czas zakasać rękawy i do roboty...


Nie cierpię więc niewyjaśnionych przyczyn.

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Problem - Burza

Lato to cudowny czas. Ciepło, wakacje, energia. Można szaleć cały dzień, pluskać się w wodzie i próbować nowych rzeczy. Idealnie. No, prawie.
Ta piękna pora roku ma jeszcze jedno oblicze - deszczowe, i to deszczowe w najgorszym możliwym wydaniu.

Burzę.

Ciężko znaleźć psa, który nie boi się wystrzałów. Który spokojnie śpi w Sylwestra. Myślałam kiedyś że takiego mam, niestety, fobia dźwiękowa (bo to o niej mówimy) z wiekiem się powiększa. Robi się coraz gorzej.
Nie muszę wyglądać przez okno, żeby sprawdzić czy niebo zasnuło się czarnymi chmurami. Wystarczy, że poczuję między nogami psa, wślizgującego się pod moje biurko.
Tak, Pimpek panicznie boi się burzy. Każda większa ulewa powoduje dyszenie i obłęd w oczach. Pies nie jest w stanie załatwić się na spacerze do dwóch godzin po ulewie. W domu szuka schronienia, stojąca w pobliżu okna klatka nie wystarcza. W żadnym miejscu nie jest w stanie usiedzieć długo. Zwłaszcza, jeśli moja nielubiąca kłaków mama (dziwne, prawda?) zamknie mu przed nosem drzwi do łazienki, tym samym czyniąc niedostępną fortecę wanny. Przerażony pies natychmiast wskoczy do na chwilę otwartej szafki w kuchni, byle tylko schować się przed światem.


Dotychczas nie robiłam nic. Totalnie ignorowałam zachowanie Pimpka w myśl zasady "nie nagradzaj za strach". Jeśli usłyszeliśmy jakiś wystrzał na spacerze, po prostu brałam psa na smycz i szliśmy dalej, jeśli kulił się w pokoju, pozwalałam mu.
Ale to przesada.
Nie mogę patrzeć, jak on tak się męczy. Przecież nie będę mu codziennie podawać leków.

Postanowiłam nad burzami popracować.

Teraz, gdy widzę pierwsze objawy paniki, staram się znaleźć Pimpkowi zajęcie. W klatce natychmiast ląduje gryzak a ja wołam psa do ćwiczeń. 
Zadanie staram się mu maksymalnie ułatwić. Nie uczymy się wtedy nowych rzeczy, raczej szlifujemy te już "naumiane". Poziom trudności stopniuję w zależności od poziomu strachu. Na początku możemy się bawić, potem nie wchodzi to już w grę. Ostatnim etapem jest ćwiczenie kontaktu wzrokowego, stanowi ono też podpowiedź - "u mnie szukaj ratunku". Nie przeciążam psa. Staram się zainteresować go sobą i odwrócić jego uwagę od straszliwej straszliwości. Nie trzymam go na siłę, tylko tyle, ile jest w stanie znieść. 


Zauważyłam, że te działania zaczęły przynosić efekt. Pimpek oczywiście dalej bardzo się boi, ale zaczyna sobie lepiej radzić ze stresem. Pojedynczy wystrzał na spacerze nie jest już katastrofą, da się go puścić w niepamięć i bawić się dalej.

A jak Wasze psy znoszą burze?
Każdy komentarz to motywacja do dalszej pracy