wtorek, 17 listopada 2015

Długa linka to zuo...

UWAGA! Post jest chaotyczny, bo jestem tak zmęczona, że padam na twarz.
Jeśli ktoś zastanawiał się czy jeszcze żyjemy po wizycie Pani Behawiorystki (w dalszej części postu nazywanej po prostu PB) to spieszę się z informacją - nie jest źle.
O ile szykowałam się na solidne poprzestawianie w głowie mojej i psa, to nie myślałam, że będzie aż tak... Czuję się jakby ktoś przewrócił mi wszystko do góry nogami i jeszcze kopnął z boku. Pimpek ma podobnie.
Otóż mamy wychodzić na długiej lince, co jest złe. Wczoraj pojechaliśmy do MAXI ZOO gdzie zaopatrzyłam się w 10m taśmy (przypomnijcie żebym następnym razem najpierw poszła do pasmanterii; metr tej taśmy kosztował ponad 8zł - w zwykłym sklepie byłoby ze dwa razy taniej). Beata kupiła Rikusiowi prezent na zbliżające się urodzinki, ale o tym na razie ćś...

Nie patrzcie na jakość itd - wieczór + telefon

Nie za bardzo umiem się tą linką posługiwać, przede wszystkim dlatego, że w odróżnieniu od zwykłej nauki przywołania nie ma ona po prostu wlec się za psem. Mam ją trzymać a za każdym razem gdy wypowiadam imię psa, lekko pociągnąć. Ma powstać odruch Pawłowa - imię=zwrócenie do przewodnika. Gdy Pimpek zacznie do mnie podchodzić, mam oczywiście zacząć go chwalić. W dodatku byłam taka dumna z tego że Pimpuś ładnie dostawia się do nogi... Guzik. Za bardzo do przodu. Mam to teraz poćwiczyć i w dodatku zrobić dostawianie do nogi prawej. I tu oto pojawiają się wątpliwości.
Po co mi dostawianie do prawej? Czy jest to gdzieś do czegoś potrzebne? W obi nie, ale może w rally-o?
Czy szarpiąc smycz/linkę w momencie wypowiadania imienia psa nie wytworzę skojarzenia "ojej, powiedziała moje imię, to ja się skulę bo zaraz mnie skarci"?
Pimpek zna już cztery komendy zwalniające:
  • BIEGAJ - koniec ćwiczeń, rób co chcesz
  • LUZ - możesz zmienić pozycję, ale dalej ćwiczymy
  • OK - z samokontroli - możesz wziąć to coś czego wcześniej nie mogłeś
  • OBIADEK - możesz podejść do miski
Dlaczego mam więc wprowadzać nową - KONIEC. I co ona ma w ogóle oznaczać? Czym różni się od BIEGAJ?
Jak mam się zachowywać w czasie biegania? Czy tak jak wcześniej czy też mam go ciągle do siebie wołać?
Pimpek nawet na lince nie oddala się teraz na dłużej niż na trzy metry. To po co mi linka jak pies wie, że ona tam jest i zachowuje się jak na zwykłej smyczy?
Psiak nie bawi się teraz z kumplami. Obwąchuje się i ignoruje zaczepki. Zaczęło się to od momentu kiedy w czasie zajęć PB zabroniła mu bawić się ze znajomym psem. Teraz jest zdezorientowany i nie wie co robić.
Na tej samej zasadzie prawie nie znaczy terenu, nie wie czy mu wolno.
Dlaczego nagle ja mam pierwsza przechodzić przez drzwi? Akurat tu nie pachnie to teorią dominacji (poza tą jedną zasadą PB wydaje się całkiem normalna) a mi jest wygodniej kiedy Pimpek przejdzie pierwszy - widzę go.
Zasadą jest to, że w obroży można ciągnąć, ładnie chodzimy w szelkach. Po prostu po przyjeździe ze schronu Pimpek ciągnął jak traktor, więc zastosowałam najprostszą metodę - zmianę oprzyrządowania i nowe zasady. Z jakiej racji mam to teraz zmieniać? To dobrze działa od 7 lat! 

Wątpliwości jest mnóstwo, ale teraz nie mam siły ich wypisywać. To będzie ciężka harówka.

środa, 11 listopada 2015

Jestem zła

Uwaga, post zawiera moje żale i złości. Kto nie chce, niech przewinie od razu do zdjęć na końcu, ale uprzedzam - poza słodkim szczenięciem nic specjalnego.
Pisałam o dzisiejszej wizycie behawiorystki? Taaa. Umówiłam się z nią na 16:00, "żeby jeszcze widno było". Beata świadkiem. Dziesięć po dzwonię pytając gdzie pani jest. Z drugiej strony wielkie zdziwienie - no bo jak to, miało był na 18:00! Zgrzytam zębami, ale czekam cierpliwie, po drodze upewniając się u zaufanych źródeł czy na pewno niczego nie pomyliłam. Czekam i denerwuję się (zawsze przed psimi zajęciami żołądek skręca mi się w potrójny supeł - oby się wszystko udało, oby nas nie wystawiono, oby...). O 17:30 dostaję SMS, że pani jednak nie przybędzie. No to modlimy się, żeby depresja przeszła bokiem, bo jutro trzeba być do życia w szkole. Nie wiem jak to będzie, nie wiem czy jutro dam radę dotrzeć do przybytku oświaty, nie mówiąc już o zrobieniu czegoś.
Co mnie tak boli? Bo to już drugi raz. Byłyśmy umówione na sobotę. Po piętnastu minutach dzwonię pytając co się dzieje. Pani chora. Rozumiem, że choroba nie wybiera, rozumiem, że pani mogła nie zapisać mojego telefonu ale przecież ma mój mail! Denerwowałam się cały dzień - po nic? I nawet nie uprzedziła, że nie przyjedzie? Załamałam się zupełnie. Nie miałam siły wyjść, położyłam się spać, nie mogłam zasnąć. Nie miałam siły myśleć, że czekają mnie kolejne dni robienia niczego, kolejne dni czekania czy nikt kogo Pimpek mógłby nie polubić się nie zbliża. Nawet zwykłe przesłanie e-mailem umowy trwało ok. tygodnia, bo pani miała awarię serwera. Pytałam, czy chce się w ogóle nami zająć, twierdzi, że tak. Mi też zależy by to ona nas uczyła, ponieważ jest zawodniczką w moim ulubionym sporcie - obedience.

Dobra, tyle płaczu i jęku. Rzeczy przyjemniejsze.
Dziś na porannym spacerze wybrałyśmy się z Beatą i psami do lasu. Już po drodze było ciekawie, zaczepił nas jakiś żądny wrażeń młodzieniec, pytając czy nie potrzebujemy pieniędzy. Podziękowałyśmy średnio uprzejmie a ja pożałowałam, że na jego widok zapięłam psa. Akurat tu jego cechy były bardzo pożądane.
W lesie psiaki były bardzo grzeczne. Pimpek oszczekał jednego człowieka, zresztą tylko dlatego że jedno krótkie szczeknięcie (prawdopodobnie oznaczające "Do Ataku!") wydał z siebie Riko. Poza tym ładnie się odwoływali, Riko ciągle uparcie aportował kij od którego odganiał Pimpka. Niestety, nie wzięłam aparatu. Cel wędrówki był dla mnie niespodzianką.






Chciałyśmy też nagrać Wam dziś jakiś filmik, ale zaczęło padać... Za to na podwórku spotkałyśmy małego berneńczyka.







niedziela, 8 listopada 2015

Rozpiera mnie duma!

Miałam bardzo ciężką sobotę. Nie miałam na nic chęci i sił. Doszło nawet do tego, że czwarty raz w życiu nie miałam ochoty wyjść z psem. Dziś, Pimpek postanowił chyba poprawić mi nastrój.
Wracałam z nim z południowego spaceru kiedy zobaczyłam idącego człowieka. Wiele przemawiało za tym, żeby Pimpek go oszczekał:
1. Był to mężczyzna
2. Dziwnie szedł - wężykiem
3. co prawdopodobnie oznacza, że nie był najtrzeźwiejszy
4. Miał nietypową figurę - był dość niski
5. Jego twarz ozdabiały wielkie wąsy
6. I nietypowe okulary
7. Niósł duży plecak
Powinnam natychmiast przywołać Pimpka i modlić się by posłuchał. A jednak coś mnie podkusiło, by zamiast "chodź tu!" krzyknąć "bliżej!". Posłuchał. Mężczyzna zbliżał się. Pimpek zaczął iść w jego kierunku, ale nie rzucał się ze szczekaniem. "Dobra nasza!" pomyślałam. Zawołałam go. Przybiegł szybciutkim pędem i pozostał przy mnie tak długo, jak tego chciałam!

Parę zdjęć z tego spacerku:




To zdjęcie obrazuje siłę wiatru





W dodatku ślicznie przeskakuje mi przez obie ręce! Był z tym duży problem, bo zamiast przez wyciągnięte ramiona uparcie wskakiwał mi na głowę.
Po wieczornym spacerze pomyślałam "to cofanie tak fajnie nam idzie, a co jeśli cofnę go na schodek?" I, uwaga, zrobił to! Po jakiś trzech razach załapał o co chodzi i sam w zabawny sposób wyciągał tylne kończyny szukając stopnia! Mogłam nawet stać dwa - trzy kroki przed nim i wyłącznie wydawać komendę, bez podchodzenia w jego kierunku.
A jakby jeszcze tego było mało, trzymanie przedmiotów też idzie coraz lepiej, co widać na powyższych fotkach. Pimpuś jest w stanie utrzymać ołówek w pysku na tyle długo, żebym zdążyła zrobić zdjęcie i sam podnosi go z ziemi na komendę "trzymaj".

Prawdopodobnie w środę będziemy mieć zajęcia z panią behawiorystką. Jestem dobrej myśli.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Dzisiejsza wyprawa i weekend na wsi

Na świąteczny weekend wyjechaliśmy na wieś. Miałam wypróbować nowy rower, niestety, nie było kiedy. Za to poświęciłam czas wolny na ćwiczenie rzutów frisbee. Backhand na reszcie wychodzi tak jak powinien, ale sidearm to ciągle czarna magia, ciemne siły. Pies nie był zainteresowany nawet rollerami - na wsi, jak wyjdziemy na dwór ma mnie, lekko mówiąc, gdzieś. Ażurką jeszcze się pobawi, ale dysk? A sama se lataj!
Za to kiedy wracaliśmy, był bardzo grzeczny. Tylko jeden kierowca w autobusie przyczepił się do pimpkowego kantarka.
Taki już siwiutki

Muszę jeszcze nadmienić, że dziś, gdy drogą przejechał rower i psy sąsiada razem z psem-wcale-nie-naszym (Mroczkiem) zerwały się szczekać, Pimpuś został na podwórku.

Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie mam żadnego ładnego zdjęcia
Mroczka - muszę to nadrobić jak pojadę na wieś następnym razem.

Po powrocie odpoczęłam trochę i wyszłam z Beatą na spacer. Nie był bardzo długi - 5,3km w ok 1,5h. Po drodze wstąpiłyśmy do sklepu gdzie kupiłam taką oto saszetkę:




Czaiłam się na nią od dłuższego czasu. Mam saszetki na spacery, z miejscem na zabawki, telefon, ale gdy ćwiczymy w domu nie chce mi się ich wkładać. Ta jest dobra, mała (w tym przypadku to zaleta), sztywna, z klipsem do zahaczenia o pasek. No i bardzo dla mnie ważne - czerwona!
Poza tym, ćwiczyłyśmy to nieszczęsne stanie (zamiast warowania) na moich plecach.

Beata w roli podestu

Wyciszamy się
Bonus: Zastanawialiście się kiedyś gdzie lądują niesprzedane choinki? A sprawdziliście piwnicę?



Każdy komentarz to motywacja do dalszej pracy