czwartek, 31 grudnia 2015

2016

Nowy rok. Tak naprawdę, to przecież nic się nie zmienia. Jedna cyfra, wielkie aj waj. Jak zmienia się cyfra w miesiącu nie urządzamy żadnych imprez (no, chyba, że liczy się oblewanie wypłaty). Ale Nowy Rok jest potrzebny nam. To dobry moment, żeby się zmienić. Jak to wychodzi? Postanawiamy różne rzeczy, bo jakoś tak wypada. Realizacja? Na pewno każdy zna kogoś kto co roku postanawia rzucić palenie. Rok to długo. Przed nami 366 dni harówki. O postanowieniach zapomnimy po miesiącu, nie oszukujmy się, i to jest niezły wynik. 
Dlatego, lepiej podjąć postanowienie, które będzie o sobie regularnie przypominać, nawet jeśli mają być to tylko powiadomienia na facebooku.
Bierzemy udział w wydarzeniu "w 2016 roku nauczę psa 50 sztuczek" KLIK.
Na pewno część z nich będziemy znać, ale nie sądzę, żeby były to stracone miesiące. Zawsze może być lepiej, perfekcyjniej.
Serdecznie zapraszamy Was do przyłączenia się do wyzwania. To świetna inicjatywa i świetna zabawa.
A jak już o wyzwaniach mowa, to zapraszamy Was również do wzięcia udziału w wydarzeniu 1000 km spacerów z psem w 2016
Wystarczy mieć Endomondo i dołączyć do rywalizacji KLIK. Zobaczymy jak wam pójdzie!

Na Nowy Rok 2016 życzymy Wam zdrowia, zdrowia i zdrowia (bo bez tego to ani rusz!). 
Radości i zapały do pracy z Waszymi czworonogami.
Pełnych portfeli i przecen w sklepach zoologicznych.
Świetnych seminariów i fantastycznych wyjazdów.
I przede wszystkim spokojnego Sylwestra...
-Lena i Pimpek-


środa, 23 grudnia 2015

Wesołych Świąt!

Wigilia, Święta, czas przemówić ludzkim głosem! Pimpek zapragnął pokazać Wam jak wiele pracy mają psy w Boże Narodzenie.


Z okazji Świąt Narodzenia Pańskiego, życzymy Wam wszystkiego co najlepsze. Niech stoły pełne będą słodkości a choinki prezentów. Niech te wyjątkowe Święta upłyną Wam spokojnie, w miłej, rodzinnej atmosferze. 

życzą

-Lena i Pimpek-




środa, 16 grudnia 2015

Obroża Comfy - recenzja

Nie planowałam zakupów. Po prostu podczas wizyty w Arkadii w pierwszych dniach grudnia zobaczyłam nowy sklep zoologiczny. Kupiłam Pimpkowi nowy zestaw - smycz i obrożę.


Smyczy używa moja mama i jak na razie nie narzeka. Ale obroża...



Pierwsze wrażenie bardzo dobre - czerwona (a to u nas najważniejsze!). Z plastikowym zatrzaskiem, ale to nic, taką chciałam. Niepotrzebne odblaski - na psie i tak ich nie widać. Moją uwagę zwróciło to coś:


Jak się domyślam, ma zabezpieczać koniec taśmy. Tylko wiecie co? Zaczęło latać po tygodniu po całej obroży. Finał nadszedł jednak w poniedziałek, po dwóch tygodniach użytkowania.

Jak wiecie Pimpek chodzi teraz na długiej lince. Kiedy zapamiętał się w zabawie w berka, chciałam go odwołać i przydepnęłam taśmę. Grzecznie się zatrzymała, ale pies pognał dalej. Zdezorientowana odwołałam Pimposzka normalnie. Chwyciłam obrożę. Koluszko (ten metalowy zaczep na smycz) było wyrwane. 

Czegoś takiego się po Comfy nie spodziewałam. Ostatni raz zdarzyło mi się to cztery lata temu i była to obroża za etykiety z Pedigree! Dobrze, że Pimpek tylko się bawił a nie na przykład polował.

Podsumowując, obroża to fajny dodatek, ale na spacery się nie nadaje, zwłaszcza jeśli ktoś ma gwałtowniejszego psa. Pieniądze wyrzucone w błoto.





poniedziałek, 7 grudnia 2015

Dlaczego obedience?

Kiedyś byłam bardzo nastawiona na agility. Pimpek jest bardzo szybki, skoczny i nakręcony na zabawki. Czyli, można powiedzieć - mistrz agi! Dlaczego więc nie?
Pimpek ma już 7,5 roku. Wcześniej, mama nie zgadzała się na treningi. Dziś na regularne ćwiczenia jest już za późno... Ale pod koniec lutego szykują nam się zawody! Jak tylko będę zdrowa...


Właśnie - zdrowie. Mam chorą tarczycę. Jeśli mam dobrze dobrane leki, powinnam ćwiczyć, kardiolog zaleca mi wtedy biegi. Dlatego biegałam. Jednak kiedy mi się pogorszy - już bywało tak, że bieg aby dopaść uciekającego tramwaju kończył się dla mnie miłą podróżą do szpitala w towarzystwie wezwanych ratowników medycznych. Nie mogę więc angażować się w sport, który ode mnie wymaga biegu.
Właśnie, bieg. UWIELBIAM canicross. Marzą mi się zawody z dogrekkingu. I kiedyś na jakieś się wybiorę. Ale nie mam co liczyć na wysokie miejsce. Bez regularnych treningów...
No to może dogfrisbee? To nie jest zła opcja, ale problemem są wiecznie chore dziąsła Pimposzka. A wet odradza nam zdejmowanie kamienia z uwagi na wiek. Na pewno będziemy się w to bawić, tak dla fanu i dla szpanu ;) ale na razie mamy od PB zakaz tykania dysków. Czekamy na premisję!



Flyball! Idealny sport dla nas! Pies biega, ma być szybki, aport, ja tylko wrzeszczę - świetna sprawa. Ta, ale do tego potrzebna maszyna. Maszyny są w klubach a poza nimi, tak sobie, ćwiczyć nie ma jak. Odpada.
Z tych popularnych sportów (bo był romans z zaprzęgiem) zostało nam obi. I to jest to. Liczy się precyzja, dokładność, ja mogę ćwiczyć zawsze a w gratisie otrzymujemy świetnie wyszkolonego psiaka. Może zawody dla niewtajemniczonego sprawiają wrażenie nudnych, ale dla mnie to jest cud, miód, ultramaryna. Na razie, PB poleciła nam rally-o. Byliśmy na pierwszych i na pewno nie na ostatnich zajęciach. Czekamy aż w Dogline zaczną się zajęcia z obedience, wtedy na pewno weźmiemy w nich udział.

wtorek, 17 listopada 2015

Długa linka to zuo...

UWAGA! Post jest chaotyczny, bo jestem tak zmęczona, że padam na twarz.
Jeśli ktoś zastanawiał się czy jeszcze żyjemy po wizycie Pani Behawiorystki (w dalszej części postu nazywanej po prostu PB) to spieszę się z informacją - nie jest źle.
O ile szykowałam się na solidne poprzestawianie w głowie mojej i psa, to nie myślałam, że będzie aż tak... Czuję się jakby ktoś przewrócił mi wszystko do góry nogami i jeszcze kopnął z boku. Pimpek ma podobnie.
Otóż mamy wychodzić na długiej lince, co jest złe. Wczoraj pojechaliśmy do MAXI ZOO gdzie zaopatrzyłam się w 10m taśmy (przypomnijcie żebym następnym razem najpierw poszła do pasmanterii; metr tej taśmy kosztował ponad 8zł - w zwykłym sklepie byłoby ze dwa razy taniej). Beata kupiła Rikusiowi prezent na zbliżające się urodzinki, ale o tym na razie ćś...

Nie patrzcie na jakość itd - wieczór + telefon

Nie za bardzo umiem się tą linką posługiwać, przede wszystkim dlatego, że w odróżnieniu od zwykłej nauki przywołania nie ma ona po prostu wlec się za psem. Mam ją trzymać a za każdym razem gdy wypowiadam imię psa, lekko pociągnąć. Ma powstać odruch Pawłowa - imię=zwrócenie do przewodnika. Gdy Pimpek zacznie do mnie podchodzić, mam oczywiście zacząć go chwalić. W dodatku byłam taka dumna z tego że Pimpuś ładnie dostawia się do nogi... Guzik. Za bardzo do przodu. Mam to teraz poćwiczyć i w dodatku zrobić dostawianie do nogi prawej. I tu oto pojawiają się wątpliwości.
Po co mi dostawianie do prawej? Czy jest to gdzieś do czegoś potrzebne? W obi nie, ale może w rally-o?
Czy szarpiąc smycz/linkę w momencie wypowiadania imienia psa nie wytworzę skojarzenia "ojej, powiedziała moje imię, to ja się skulę bo zaraz mnie skarci"?
Pimpek zna już cztery komendy zwalniające:
  • BIEGAJ - koniec ćwiczeń, rób co chcesz
  • LUZ - możesz zmienić pozycję, ale dalej ćwiczymy
  • OK - z samokontroli - możesz wziąć to coś czego wcześniej nie mogłeś
  • OBIADEK - możesz podejść do miski
Dlaczego mam więc wprowadzać nową - KONIEC. I co ona ma w ogóle oznaczać? Czym różni się od BIEGAJ?
Jak mam się zachowywać w czasie biegania? Czy tak jak wcześniej czy też mam go ciągle do siebie wołać?
Pimpek nawet na lince nie oddala się teraz na dłużej niż na trzy metry. To po co mi linka jak pies wie, że ona tam jest i zachowuje się jak na zwykłej smyczy?
Psiak nie bawi się teraz z kumplami. Obwąchuje się i ignoruje zaczepki. Zaczęło się to od momentu kiedy w czasie zajęć PB zabroniła mu bawić się ze znajomym psem. Teraz jest zdezorientowany i nie wie co robić.
Na tej samej zasadzie prawie nie znaczy terenu, nie wie czy mu wolno.
Dlaczego nagle ja mam pierwsza przechodzić przez drzwi? Akurat tu nie pachnie to teorią dominacji (poza tą jedną zasadą PB wydaje się całkiem normalna) a mi jest wygodniej kiedy Pimpek przejdzie pierwszy - widzę go.
Zasadą jest to, że w obroży można ciągnąć, ładnie chodzimy w szelkach. Po prostu po przyjeździe ze schronu Pimpek ciągnął jak traktor, więc zastosowałam najprostszą metodę - zmianę oprzyrządowania i nowe zasady. Z jakiej racji mam to teraz zmieniać? To dobrze działa od 7 lat! 

Wątpliwości jest mnóstwo, ale teraz nie mam siły ich wypisywać. To będzie ciężka harówka.

środa, 11 listopada 2015

Jestem zła

Uwaga, post zawiera moje żale i złości. Kto nie chce, niech przewinie od razu do zdjęć na końcu, ale uprzedzam - poza słodkim szczenięciem nic specjalnego.
Pisałam o dzisiejszej wizycie behawiorystki? Taaa. Umówiłam się z nią na 16:00, "żeby jeszcze widno było". Beata świadkiem. Dziesięć po dzwonię pytając gdzie pani jest. Z drugiej strony wielkie zdziwienie - no bo jak to, miało był na 18:00! Zgrzytam zębami, ale czekam cierpliwie, po drodze upewniając się u zaufanych źródeł czy na pewno niczego nie pomyliłam. Czekam i denerwuję się (zawsze przed psimi zajęciami żołądek skręca mi się w potrójny supeł - oby się wszystko udało, oby nas nie wystawiono, oby...). O 17:30 dostaję SMS, że pani jednak nie przybędzie. No to modlimy się, żeby depresja przeszła bokiem, bo jutro trzeba być do życia w szkole. Nie wiem jak to będzie, nie wiem czy jutro dam radę dotrzeć do przybytku oświaty, nie mówiąc już o zrobieniu czegoś.
Co mnie tak boli? Bo to już drugi raz. Byłyśmy umówione na sobotę. Po piętnastu minutach dzwonię pytając co się dzieje. Pani chora. Rozumiem, że choroba nie wybiera, rozumiem, że pani mogła nie zapisać mojego telefonu ale przecież ma mój mail! Denerwowałam się cały dzień - po nic? I nawet nie uprzedziła, że nie przyjedzie? Załamałam się zupełnie. Nie miałam siły wyjść, położyłam się spać, nie mogłam zasnąć. Nie miałam siły myśleć, że czekają mnie kolejne dni robienia niczego, kolejne dni czekania czy nikt kogo Pimpek mógłby nie polubić się nie zbliża. Nawet zwykłe przesłanie e-mailem umowy trwało ok. tygodnia, bo pani miała awarię serwera. Pytałam, czy chce się w ogóle nami zająć, twierdzi, że tak. Mi też zależy by to ona nas uczyła, ponieważ jest zawodniczką w moim ulubionym sporcie - obedience.

Dobra, tyle płaczu i jęku. Rzeczy przyjemniejsze.
Dziś na porannym spacerze wybrałyśmy się z Beatą i psami do lasu. Już po drodze było ciekawie, zaczepił nas jakiś żądny wrażeń młodzieniec, pytając czy nie potrzebujemy pieniędzy. Podziękowałyśmy średnio uprzejmie a ja pożałowałam, że na jego widok zapięłam psa. Akurat tu jego cechy były bardzo pożądane.
W lesie psiaki były bardzo grzeczne. Pimpek oszczekał jednego człowieka, zresztą tylko dlatego że jedno krótkie szczeknięcie (prawdopodobnie oznaczające "Do Ataku!") wydał z siebie Riko. Poza tym ładnie się odwoływali, Riko ciągle uparcie aportował kij od którego odganiał Pimpka. Niestety, nie wzięłam aparatu. Cel wędrówki był dla mnie niespodzianką.






Chciałyśmy też nagrać Wam dziś jakiś filmik, ale zaczęło padać... Za to na podwórku spotkałyśmy małego berneńczyka.







niedziela, 8 listopada 2015

Rozpiera mnie duma!

Miałam bardzo ciężką sobotę. Nie miałam na nic chęci i sił. Doszło nawet do tego, że czwarty raz w życiu nie miałam ochoty wyjść z psem. Dziś, Pimpek postanowił chyba poprawić mi nastrój.
Wracałam z nim z południowego spaceru kiedy zobaczyłam idącego człowieka. Wiele przemawiało za tym, żeby Pimpek go oszczekał:
1. Był to mężczyzna
2. Dziwnie szedł - wężykiem
3. co prawdopodobnie oznacza, że nie był najtrzeźwiejszy
4. Miał nietypową figurę - był dość niski
5. Jego twarz ozdabiały wielkie wąsy
6. I nietypowe okulary
7. Niósł duży plecak
Powinnam natychmiast przywołać Pimpka i modlić się by posłuchał. A jednak coś mnie podkusiło, by zamiast "chodź tu!" krzyknąć "bliżej!". Posłuchał. Mężczyzna zbliżał się. Pimpek zaczął iść w jego kierunku, ale nie rzucał się ze szczekaniem. "Dobra nasza!" pomyślałam. Zawołałam go. Przybiegł szybciutkim pędem i pozostał przy mnie tak długo, jak tego chciałam!

Parę zdjęć z tego spacerku:




To zdjęcie obrazuje siłę wiatru





W dodatku ślicznie przeskakuje mi przez obie ręce! Był z tym duży problem, bo zamiast przez wyciągnięte ramiona uparcie wskakiwał mi na głowę.
Po wieczornym spacerze pomyślałam "to cofanie tak fajnie nam idzie, a co jeśli cofnę go na schodek?" I, uwaga, zrobił to! Po jakiś trzech razach załapał o co chodzi i sam w zabawny sposób wyciągał tylne kończyny szukając stopnia! Mogłam nawet stać dwa - trzy kroki przed nim i wyłącznie wydawać komendę, bez podchodzenia w jego kierunku.
A jakby jeszcze tego było mało, trzymanie przedmiotów też idzie coraz lepiej, co widać na powyższych fotkach. Pimpuś jest w stanie utrzymać ołówek w pysku na tyle długo, żebym zdążyła zrobić zdjęcie i sam podnosi go z ziemi na komendę "trzymaj".

Prawdopodobnie w środę będziemy mieć zajęcia z panią behawiorystką. Jestem dobrej myśli.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Dzisiejsza wyprawa i weekend na wsi

Na świąteczny weekend wyjechaliśmy na wieś. Miałam wypróbować nowy rower, niestety, nie było kiedy. Za to poświęciłam czas wolny na ćwiczenie rzutów frisbee. Backhand na reszcie wychodzi tak jak powinien, ale sidearm to ciągle czarna magia, ciemne siły. Pies nie był zainteresowany nawet rollerami - na wsi, jak wyjdziemy na dwór ma mnie, lekko mówiąc, gdzieś. Ażurką jeszcze się pobawi, ale dysk? A sama se lataj!
Za to kiedy wracaliśmy, był bardzo grzeczny. Tylko jeden kierowca w autobusie przyczepił się do pimpkowego kantarka.
Taki już siwiutki

Muszę jeszcze nadmienić, że dziś, gdy drogą przejechał rower i psy sąsiada razem z psem-wcale-nie-naszym (Mroczkiem) zerwały się szczekać, Pimpuś został na podwórku.

Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie mam żadnego ładnego zdjęcia
Mroczka - muszę to nadrobić jak pojadę na wieś następnym razem.

Po powrocie odpoczęłam trochę i wyszłam z Beatą na spacer. Nie był bardzo długi - 5,3km w ok 1,5h. Po drodze wstąpiłyśmy do sklepu gdzie kupiłam taką oto saszetkę:




Czaiłam się na nią od dłuższego czasu. Mam saszetki na spacery, z miejscem na zabawki, telefon, ale gdy ćwiczymy w domu nie chce mi się ich wkładać. Ta jest dobra, mała (w tym przypadku to zaleta), sztywna, z klipsem do zahaczenia o pasek. No i bardzo dla mnie ważne - czerwona!
Poza tym, ćwiczyłyśmy to nieszczęsne stanie (zamiast warowania) na moich plecach.

Beata w roli podestu

Wyciszamy się
Bonus: Zastanawialiście się kiedyś gdzie lądują niesprzedane choinki? A sprawdziliście piwnicę?



czwartek, 29 października 2015

I co z bieganiem?

Czyli jesienny dół. 
Nie cierpię jesieni. Może Pimpek ma mnóstwo energii, nareszcie nie zdycha od gorąca, biega, skacze, jakby mógł to by latał, ale ja zdecydowanie wolałabym siedzieć pod kocykiem. Nie oznacza to, że przestałam lubić wychodzenie - mam psy 5 lat i przez ten czas TRZY razy nie chciało mi się iść na spacer. Tyle, że teraz jest zimno, ciemno, mokro, pies musi chodzić w kamizelce odblaskowej, ma brudne łapy (czyli ja mam brudną kurtkę i spodnie), piłka cała w błocie a w perspektywie mróz.
O ile ja się nie poddaje i dzielnie przemierzam okolicę, to Beata zaczęła ostatnio negować sens naszego biegania. W związku z tym, na dzisiejszy trening wyszłam sama. Niestety, moje Endomondo znowu się wykrzaczyło, więc nie znam ani tempa, ani odległości ale powoli przymierzamy się do przejścia do następnego etapu :D

W niedawnej, prawdziwie jesiennej mgle, Pimpek wyglądał tak:



Zdjęcie zrobione telefonem.

czwartek, 22 października 2015

Nie rozumiem niektórych ludzi

Z tego co wiem, fajerwerki są na sylwestra a petardy na Wielkanoc? A pioruny i grzmoty latem? W drugiej połowie października nic nie ma? Ta. Zdawało mi się. 
W połowie wczorajszego wieczornego spaceru (na którym byłam z Beatą i Riko) rozległ się huk. Pimpek napiął wszystkie mięśnie, ale jeden strzał jeszcze wytrzyma. Niestety, strzeliło drugi, trzeci, piąty raz. Musiałyśmy wracać. Dobrze, że Pimpek ciągnął w stronę domu a nie w siną dal i dobrze, że po pierwszym huku zdążyłam zapiąć go na smycz, ale i tak sporą część drogi musiałyśmy nieść go na rękach. 
Zostawiłyśmy psiaki w domu i poszłyśmy zobaczyć na polanę z której dobiegały krew w żyłach (Pimpka) mrożące odgłosy kto jest taki mądry. Jakaś grupa w wieku nastoletnim próbowała wypuścić w niebo balony. Po co były im do tego petardy? Nie wiem. Ale myślę, że przecież nie tylko Pimpek boi się wystrzałów. Może przez ich głupotę jakiś burek pognał w siną dal? 

Takie artefakty pozostały po występach grupy ogniowej:


Dziurawe balony

To pomagało im przy odpalaniu ładunków

Został też fragment... Podpałki? Nie do końca wiem co to jest, ale dwie rzeczy są pewne
1. Jest to trująca substancja
2. Riko próbował ją dziś zjeść, powstrzymałyśmy go w ostatniej chwili

czwartek, 15 października 2015

Przyszli obcy i hałasują

Jest ciężko. Wymieniają nam rury. Stuki puki powodują, że Pimpek czuje się nad wyraz niepewnie. Obszczekuje obcych dopóki ich spokojnie nie obwącha (co z tego, że to ci sami co wczoraj...), zrywa się na jakiś większy hałas i cały czas jest czujny. Dziś mogę trochę posiedzieć z nim w domu, ale wczoraj większość czasu spędził na smyczy przywiązany do fotela.
Teraz siedzi na parapecie i nasłuchuje uważnie. Ćwiczę z nim kontakt, to się zawsze przyda.


środa, 14 października 2015

Problemy węgielków

W moim dość jeszcze krótkim życiu miałam dwa psy, kota i chomika. Zdjęć kota niestety nie mam, ale był czarny, z białym krawacikiem. Pierwszy z psiaków wyglądał tak:

Bunia. Łysinka na piersi, krzywe łapki i ok. 15 lat, ale była moim pierwszym psem.

Obecnego chyba nikomu przedstawiać nie trzeba:



Nie mam żadnego dobrego zdjęcia chomika pod ręką, ale chyba już załapaliście, że uwielbiam czarne zwierzaki? Wyglądają szczuplej, smuklej, są pełne gracji jak... No właśnie. Jak czarne pantery.
Ale ich uroda ma poważny mankament. Otóż kiedy zbliża się zima a dni robią się coraz krótsze... Na spacerze widzę tyle: 

Ta biała plama to Riko. Gdzie Pimpek? No właśnie.

Dlatego, gdy wychodzimy czy to po zmroku, czy to przed świtem zabieramy ze sobą kamizelkę odblaskową. Nie jestem zwolenniczką ubierania psów. Oczywiście, rozumiem ubranko na psiaku, który cały czas trzęsie się z zimna, ale jeśli nie jest to absolutnie konieczne... 
W każdym razie, teraz na spacerki Pimpek chodzi tak:


A jeszcze ze spraw bieżących? Pimpek był ze mną na treningu rally-o. Było świetnie, ale nie wiem czy uda nam się kontynuować zajęcia. Wczoraj zaś pojechaliśmy z Beatą i z Riko na torek agility (zdjęcia będą w weekend), poćwiczyć przed sobotnimi zawodami. 
Tak, tak, Riko będzie biegał! Dobrze widzicie. Spotkamy kogoś?

sobota, 10 października 2015

Był plan

UWAGA! Rozpisałam się.

Plan był. Miałyśmy z Beatą jechać na torek agility, poćwiczyć trochę. Niestety, jak wyszłyśmy z domu okazało się, że dziś się tam nie dostaniemy, bo właścicielka terenu wybyła. Okej, krótka narada - co robimy? Przecież nie wracamy do domu, co to to nie. 

- A może wybrać się do tego parku co tu podobno jest w pobliżu? 
- Świetny pomysł. Wiesz jak tam dojechać?
- Pojęcia nie mam.
- To może sprawdzimy w internecie?
- Nie, coś ty. Idziemy na żywioł, będzie przygoda!
Jak łatwo się domyśleć, do parku nie dotarłyśmy. Ale nie dlatego, że zgubiłyśmy się. Po prostu, kiedy wysiadłyśmy z autobusu ("Nazwa brzmi podobnie, może to tu?") zobaczyłam wielki napis "MAXI ZOO". Nigdy tam wcześniej nie byłam i musiałam zaciągnąć Beatę do tego przybytku. Ona i Riko jeżdżą tam stosunkowo często, ale ja? Przygoda!
Przed wejściem zatrzymałam się i zaczęłam rozglądać się za czymś do przywiązania psa. Beata spojrzała na mnie jak na osobę niezbyt inteligentną i wymownym ruchem głowy wskazała na otwarte zachęcająco drzwi sklepu. Podążyłam za jej spojrzeniem. W środku kręciło się kilka zwierząt. No, to wchodzimy śmiało!
W środku okazało się, że miałyśmy wielkie szczęście, albo wielkiego pecha - zależy jak na to patrzeć. Trafiłyśmy bowiem na urodziny sklepu. Nasze psiaki mimo tak wielkich rozproszeń zachowywały się pięknie, wykonywały nawet komendy. Jako atrakcja, były porady behawiorysty. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że behawiorystką tą jest pani Katarzyna Bargiełowska. Parę lat temu byliśmy u niej dwa razy i bardzo nam pomogła. Możecie kojarzyć ją z nadawanego niedawno w TVP programu "Przygarnij mnie". Porozmawiałyśmy z nią chwilę i udzieliła nam kilku cennych rad.
Jeśli chodzi o moje wrażenia ze sklepu... Jest upiornie drogo. Serio. W pierwszej chwili poczułam się jak w raju, ale spojrzałam na ceny... Można tam pojechać, żeby pomacać na żywo zabawkę czy coś co nas interesuje, ale kupić dużo taniej w internecie (np. tu). Ewentualnie można zaopatrzyć się tam w smaki. Także jedynym zakupem jakiego dziś dokonałam była gazeta "Mój pies i kot" z pobliskiej Biedronki.
Wieczorem poszłam z Pimpkiem pobiegać. Byliśmy sami, bo Beata wybyła nie wiem gdzie. Muszę przyznać, że mimo że nie wyszliśmy nawet poza pierwszy etap treningu (dalej jesteśmy w stosunku 1:5x5 - minuta biegu, pięć marszu, powtórzyć pięć razy) to widzę już poprawę kondycji u psa i u siebie. Na dzisiejszym treningu skupiałam się na tym, żeby Pimpek biegł/szedł przede mną (robił tak prawie cały czas) oraz na komendach TRENING, PRAWO, LEWO, NAPRZÓD. Są jeszcze komendy HAJDA i WHOO ale nie były one dzisiejszym targetem.
Kto doczytał do końca, temu chwała.

sobota, 3 października 2015

Pierwsze szkolenie i mini zakupy

Nadszedł wreszcie ten wspaniały dzień. Przyjechała PANI BEHAWIORYSTKA.
Dostało mi się, ale wiedziałam że tak będzie. Wiele się dowiedziałam. Pimpek jest bardzo niepewny siebie i ma poczucie, że ja nie obronię go przed niebezpieczeństwami. Wiem teraz, że źle robiłam karząc mu warować tyłem do zagrożenia. Mam teraz spokojnie, ale pewnie odchodzić. Dostałam pracę domową i wiele cennych rad.
W przyszłą niedzielę idziemy na trening rally-o. Już nie mogę się doczekać!

czwartek, 17 września 2015

Trenujemy się!

Ja się czuję już prawie dobrze, a pogoda taka piękna, że aż żal nie skorzystać. No to skorzystałam! Zadzwoniłam po Beatę i ruszyłyśmy :D 
Na bieganie było zdecydowanie za gorąco, więc postanowiłyśmy pochodzić. Włączyłyśmy Endomondo (znajdźcie nas!) i wybrałyśmy się do jednego z pobliskich parków. Majaczyło nam się, że jest tam sztuczny strumyk, w którym psiaki będą mogły się wykąpać. Na miejscu okazało się, że strumyk owszem, był. Ale już nie ma. Został sam rów. Oblałyśmy więc psiaki wodą i pozwoliłyśmy im w spokoju pochodzić.
Ponieważ wciąż nie miałyśmy dosyć, zatrzymałyśmy się na siłowni koło placu zabaw i troszkę jeszcze poćwiczyłyśmy. Ze zdziwieniem zobaczyłyśmy, że obok są jakieś dziwne instalacje, służące do... chyba do parkouru? W każdym razie świetnie nadadzą się do podwórkowego agility :D
Pimpka ciężko "zjechać", ale w drodze powrotnej Riko miał już zupełnie dość i okazywał to kładąc się ostentacyjnie na środku drogi. Robiłyśmy wtedy postój i dawałyśmy psiakom pić. Prawdziwym błogosławieństwem okazała się dla nas stojąca na parkingu laweta, na której stała kilkucentymetrowa warstwa wody. Mogłyśmy spokojnie schłodzić psy.


Nowością (szczególnie dla Riko) była komenda TRENING. Pimpek znał ją już jako ROWER i ROLKI. Oznacza to, że nie można wąchać, załatwiać się i ogólnie zajmować się czymkolwiek co nie jest chodzeniem/biegnięciem.
Podsumowując, przeszłyśmy 5,6km. Jeśli chodzi o średnią prędkość, to wartości zapisane na moim koncie Endomondo są dużo niższe, niż na koncie Beaty. Wynika to stąd, że Beata wyłączała zegar na czas postoju czy spaceru po parku, ja zaś postanowiłam zapisać całą wycieczkę. Prędkość maksymalna, jaką udało nam się osiągnąć, to 8,5km :D

Na wieczornym spacerku trochę pofrisbiakowałyśmy i poćwiczyłyśmy komendę ZOSTAŃ.




wtorek, 15 września 2015

Rozłożyłam się

Dziś dużo tekstu. Uwaga, przygotować się!

Przykra sprawa. Mam zapalenie oskrzeli. Tydzień w domku najmarniej.

Każdy spacer to dla mnie wyprawa, ja nie mam siły nawet przed komputerem siedzieć! Wczoraj wyszłam na dwa (nie, nie, nie bójcie się! Mieszkam z mamą, w razie czego ona z Pimpkiem wychodzi! Tyle, że tego serdecznie nie znosi...), dziś na jeden i chyba nie dam rady wyjść na więcej. Musiałam wyjść, bo Pimpuś zjadł już prawie całą karmę. W naszym domu panuje zasada, że ja kupuję rzeczy dla psa. Teoretycznie mama mogłaby pójść do sklepu a ja tylko oddałabym jej pieniądze, ale że honorowa ze mnie bestia - nie mogłam na to pozwolić ;)
Nie mogłam go po prostu zostawić w domku, poszliśmy razem. Nie byłabym sobą gdybym czegoś z nim na spacerku nie zrobiła, a że z powodu okropnej chrypy komendy głosowe nawet dla mnie brzmią wyjątkowo niesympatycznie, postanowiłam poćwiczyć coś innego niż sztuczki. Padło na zostawanie pod sklepem.
Pimpek pod sklepem szczeka. I szczeka. I szczeka. Jakoś nigdy nie mam czasu/nastroju/okazji/humoru żeby to przepracować. No to dziś - próbujemy!
Komenda optyczna (gardło!) SIAD! I dwa kroczki w kierunku tak zwanego "bazarku" na którym znajduje się sklep zoologiczny. Nie zaszczekał? Świetnie! Wracamy do psa, jest ciacho. No to trzy, cztery, pięć kroków. Udało się. No to próbujemy dojść do furtki, o nie, nie wyszło, no to cofamy się... A może w inną stronę? Ślicznie!
I tak dalej. Ćwiczyłam z nim to ok. 15 min, na więcej nie miałam siły. Zaszczekał, odsuwałam się dalej, ucichł, natychmiast wracałam z ciachem. W końcu rzuciłam mu garść smaczków w kupę liści i poszłam do sklepu. Prawie starczyło. Ale za to jak już mnie zobaczył, zaszczekał tylko raz (nigdy nie podchodzę do niego jak szczeka, zatrzymuję się i czekam aż się uspokoi).
Wiem, że jeszcze wiele takich sesji przed nami, ale cóż... Jesteśmy na dobrej drodze!


wtorek, 8 września 2015

DCDC - relacja

Trochę po czasie, ale weekend miałam bardzo zajęty, a w poniedziałek pogoda była tak brzydka, że nic się nie chciało...
Zgodnie z planem na DCDC pojechałam w sobotę, z Beatą i Riko. Przyznam szczerze, że obawiałam się jazdy metrem. Pimpuś tego środka komunikacji bardzo się boi, Riko jeszcze nigdy nim nie jechał. Obawiałam się, że uczucia Pimpuszonka będą oddziaływać na Rikunia. Tymczasem było zupełnie odwrotnie! Dobrze zapoznawany z metrem Riko właściwie się nie bał, a widząc to, Pimpek po kilku stacjach przestał się trząść i zaczął nawet jeść!
Na miejscu - mrowie psów! I nosy przy ziemi, i latanie od drzewka do krzaczka. Przy wejściu do parku zapięłyśmy psiaki na flexi (normalnie używamy zwykłych smyczy) ale w sumie większość czasu spędzały luzem, na zmianę kąpiąc się i schnąc.
Skorzystałam z porady behawiorysty, zdobyta wiedza na pewno się przyda.
Jeśli chodzi o występy... Na zawody jechałam nastawiona na wyhaczanie ciekawych numerów we freestaylu i wróciłam zainspirowana i pełna pomysłów. Postanowiłam ćwiczyć regularnie, ciekawe ile ten zapał mi się utrzyma...
Podsumowując - było fantastycznie, wróciłyśmy ok 20:00, nie zawiodłyśmy się. W przyszłym roku jedziemy na pewno.

Foto.


Pierwsze kroki po wodzie

Śliczny Pimpuś







No i fota obowiązkowa:



środa, 2 września 2015

Odkurzamy się przed DCDC!

Dziś na reszcie zrobiło się odrobinę chłodniej, więc na wieczorny spacer zabrałam frisbiaki. Okazało się, że przez upalne wakacje wszystko pozapominaliśmy... Dużo pracy przed nami, przede wszystkim muszę przypomnieć sobie jak się rzuca.

Będę biegał!

wtorek, 1 września 2015

Wakacje? Po wakacjach

Pierwszy dzień września, czas więc na jakieś podsumowanie.

Te dwa miesiące upłynęły nam pracowicie, zdążyliśmy nauczyć się chodzenia przy nodze i nawet jeszcze to zepsuć (oklaski).
Postanowienia na Nowy Rok Szkolny?
Nie będę obiecywać, że będę częściej pisać. Jeśli chodzi o zaglądanie na Wasze blogi, to mogę zobowiązać się do pisania komentarzy, a nie jak dotąd odchodzić bez śladu.
Cchcę wreszcie pójść z Pimpkiem do behawiorysty. Tak, miało być w maju, ale najpierw łapka, potem wyjazd, potrącenie przez samochód, zapalenie jelit, drugi wyjazd i tak zeszło...

A koniec wakacji świętowałyśmy jeszcze w czwartek. Razem z Beatą byliśmy nad Wisłą. Niby bardzo blisko, ale jakoś nie jest ona zazwyczaj celem naszych spacerów. Tym razem zaryzykowałyśmy, i jak zwykle idziemy na północ, tak wtedy skierowałyśmy nasze kroki na południe. I był to strzał w dziesiątkę! Przez cały spacer, spotkaliśmy tylko troje ludzi. Psiaki pływały, aportowały z wody i brudziły się na potęgę.Po raz pierwszy wyciągałam z Pimpka rzepy. To, że nie przyniósł z wycieczki ani jednego kleszcza, traktuję w kategoriach cudu. Pech tylko, że nie wzięłyśmy aparatu i macie zdjęcia robione telefonem... 












Kto jedzie na DCDC? My będziemy w sobotę ^.^

środa, 1 lipca 2015

Nieszczęścia chodzą stadami

Pustką zawiało... Postaram się wytłumaczyć przyczyny nieobecności.

Jak pamiętacie, najpierw było to:



W bandażu, Pimpek chodził przez miesiąc i cztery dni. W międzyczasie przyplątała nam się tajemnicza opuchlizna pyska.
Dla przypomnienia

Chwilę Pimposzek zdążył nacieszyć się zdrowiem, jak wyjechaliśmy na wieś, bo nastało Boże Ciało. Z przyczyn ode mnie niezależnych, chwilowo nie mogłam zabrać go ze sobą z powrotem do Warszawy i został u rodziny, jako pies podwórzowy. Przyjechałam po niego dopiero w ostatnią sobotę.

I dowiedziałam się, że 15 czerwca został potrącony przez samochód.

Był weterynarz, zrobił dwa zastrzyki, obmacał, stwierdził że nic psu nie jest i pojechał. Pimpek jeden dzień nie chciał jeść, potem spokojnie już jadł i latał po sadzie.
W niedzielę wróciliśmy do stolicy. W PKS-ie, Pimpuś pracowicie rozdrapał sobie strupy i ponieważ jego pysk wyglądał tak:

Psiak był mało chętny do pozowania...
nie wstępując nawet do domu poszliśmy do weterynarza. Pani doktor odkaziła ranki, zrobiła zastrzyk i kazała przyjść w środę na kontrolę. Czyli dziś.
Dziś Pimpek dostał dwa zastrzyki oraz zalecenie robienia ich jeszcze przez dwa najbliższe dni. Jeśli mu się nie poprawi, to jutro badanie krwi. Dlaczego?

Pimpuś właściwie się nie bawi. Zabawki ma za nic, przez te kilka dni poprzeciągał się ze mną raz, zaaportował tylko na jednym spacerze, a i to przez chwilę. Chodzi powoli, ostrożnie, nie biega (co jest szczególnie dziwne i niepokojące). Nie skacze. Szybko się męczy (nie ma to związku z temperaturą albo z pragnieniem - zawsze mamy wodę). W domu cały czas leży wyciągnięty na legowisku. W czasie spaceru potrafi przysiąść, albo nawet się położyć. Raczej nie podbiega do innych psów, jest nawet w stosunku do nich drażliwy i potrafi się odwarknąć gdy jakiś młokos próbuje zachęcić go do zabawy. Je, ale nawet smakołyki bez zbytniej radości. Dziś rano zwymiotował, a przez cały czas ma zaparcie.

Nie wiem co z tego wyniknie. Martwię się o niego. Nie chodzimy na długie spacery nawet rano, zresztą wtedy Pimpek czuje się wyraźnie najgorzej.


Ogon tylko z rzadka wędruje mu w górę, co widać na załączonym obrazku.


Każdy komentarz to motywacja do dalszej pracy