czwartek, 17 września 2015

Trenujemy się!

Ja się czuję już prawie dobrze, a pogoda taka piękna, że aż żal nie skorzystać. No to skorzystałam! Zadzwoniłam po Beatę i ruszyłyśmy :D 
Na bieganie było zdecydowanie za gorąco, więc postanowiłyśmy pochodzić. Włączyłyśmy Endomondo (znajdźcie nas!) i wybrałyśmy się do jednego z pobliskich parków. Majaczyło nam się, że jest tam sztuczny strumyk, w którym psiaki będą mogły się wykąpać. Na miejscu okazało się, że strumyk owszem, był. Ale już nie ma. Został sam rów. Oblałyśmy więc psiaki wodą i pozwoliłyśmy im w spokoju pochodzić.
Ponieważ wciąż nie miałyśmy dosyć, zatrzymałyśmy się na siłowni koło placu zabaw i troszkę jeszcze poćwiczyłyśmy. Ze zdziwieniem zobaczyłyśmy, że obok są jakieś dziwne instalacje, służące do... chyba do parkouru? W każdym razie świetnie nadadzą się do podwórkowego agility :D
Pimpka ciężko "zjechać", ale w drodze powrotnej Riko miał już zupełnie dość i okazywał to kładąc się ostentacyjnie na środku drogi. Robiłyśmy wtedy postój i dawałyśmy psiakom pić. Prawdziwym błogosławieństwem okazała się dla nas stojąca na parkingu laweta, na której stała kilkucentymetrowa warstwa wody. Mogłyśmy spokojnie schłodzić psy.


Nowością (szczególnie dla Riko) była komenda TRENING. Pimpek znał ją już jako ROWER i ROLKI. Oznacza to, że nie można wąchać, załatwiać się i ogólnie zajmować się czymkolwiek co nie jest chodzeniem/biegnięciem.
Podsumowując, przeszłyśmy 5,6km. Jeśli chodzi o średnią prędkość, to wartości zapisane na moim koncie Endomondo są dużo niższe, niż na koncie Beaty. Wynika to stąd, że Beata wyłączała zegar na czas postoju czy spaceru po parku, ja zaś postanowiłam zapisać całą wycieczkę. Prędkość maksymalna, jaką udało nam się osiągnąć, to 8,5km :D

Na wieczornym spacerku trochę pofrisbiakowałyśmy i poćwiczyłyśmy komendę ZOSTAŃ.




wtorek, 15 września 2015

Rozłożyłam się

Dziś dużo tekstu. Uwaga, przygotować się!

Przykra sprawa. Mam zapalenie oskrzeli. Tydzień w domku najmarniej.

Każdy spacer to dla mnie wyprawa, ja nie mam siły nawet przed komputerem siedzieć! Wczoraj wyszłam na dwa (nie, nie, nie bójcie się! Mieszkam z mamą, w razie czego ona z Pimpkiem wychodzi! Tyle, że tego serdecznie nie znosi...), dziś na jeden i chyba nie dam rady wyjść na więcej. Musiałam wyjść, bo Pimpuś zjadł już prawie całą karmę. W naszym domu panuje zasada, że ja kupuję rzeczy dla psa. Teoretycznie mama mogłaby pójść do sklepu a ja tylko oddałabym jej pieniądze, ale że honorowa ze mnie bestia - nie mogłam na to pozwolić ;)
Nie mogłam go po prostu zostawić w domku, poszliśmy razem. Nie byłabym sobą gdybym czegoś z nim na spacerku nie zrobiła, a że z powodu okropnej chrypy komendy głosowe nawet dla mnie brzmią wyjątkowo niesympatycznie, postanowiłam poćwiczyć coś innego niż sztuczki. Padło na zostawanie pod sklepem.
Pimpek pod sklepem szczeka. I szczeka. I szczeka. Jakoś nigdy nie mam czasu/nastroju/okazji/humoru żeby to przepracować. No to dziś - próbujemy!
Komenda optyczna (gardło!) SIAD! I dwa kroczki w kierunku tak zwanego "bazarku" na którym znajduje się sklep zoologiczny. Nie zaszczekał? Świetnie! Wracamy do psa, jest ciacho. No to trzy, cztery, pięć kroków. Udało się. No to próbujemy dojść do furtki, o nie, nie wyszło, no to cofamy się... A może w inną stronę? Ślicznie!
I tak dalej. Ćwiczyłam z nim to ok. 15 min, na więcej nie miałam siły. Zaszczekał, odsuwałam się dalej, ucichł, natychmiast wracałam z ciachem. W końcu rzuciłam mu garść smaczków w kupę liści i poszłam do sklepu. Prawie starczyło. Ale za to jak już mnie zobaczył, zaszczekał tylko raz (nigdy nie podchodzę do niego jak szczeka, zatrzymuję się i czekam aż się uspokoi).
Wiem, że jeszcze wiele takich sesji przed nami, ale cóż... Jesteśmy na dobrej drodze!


wtorek, 8 września 2015

DCDC - relacja

Trochę po czasie, ale weekend miałam bardzo zajęty, a w poniedziałek pogoda była tak brzydka, że nic się nie chciało...
Zgodnie z planem na DCDC pojechałam w sobotę, z Beatą i Riko. Przyznam szczerze, że obawiałam się jazdy metrem. Pimpuś tego środka komunikacji bardzo się boi, Riko jeszcze nigdy nim nie jechał. Obawiałam się, że uczucia Pimpuszonka będą oddziaływać na Rikunia. Tymczasem było zupełnie odwrotnie! Dobrze zapoznawany z metrem Riko właściwie się nie bał, a widząc to, Pimpek po kilku stacjach przestał się trząść i zaczął nawet jeść!
Na miejscu - mrowie psów! I nosy przy ziemi, i latanie od drzewka do krzaczka. Przy wejściu do parku zapięłyśmy psiaki na flexi (normalnie używamy zwykłych smyczy) ale w sumie większość czasu spędzały luzem, na zmianę kąpiąc się i schnąc.
Skorzystałam z porady behawiorysty, zdobyta wiedza na pewno się przyda.
Jeśli chodzi o występy... Na zawody jechałam nastawiona na wyhaczanie ciekawych numerów we freestaylu i wróciłam zainspirowana i pełna pomysłów. Postanowiłam ćwiczyć regularnie, ciekawe ile ten zapał mi się utrzyma...
Podsumowując - było fantastycznie, wróciłyśmy ok 20:00, nie zawiodłyśmy się. W przyszłym roku jedziemy na pewno.

Foto.


Pierwsze kroki po wodzie

Śliczny Pimpuś







No i fota obowiązkowa:



środa, 2 września 2015

Odkurzamy się przed DCDC!

Dziś na reszcie zrobiło się odrobinę chłodniej, więc na wieczorny spacer zabrałam frisbiaki. Okazało się, że przez upalne wakacje wszystko pozapominaliśmy... Dużo pracy przed nami, przede wszystkim muszę przypomnieć sobie jak się rzuca.

Będę biegał!

wtorek, 1 września 2015

Wakacje? Po wakacjach

Pierwszy dzień września, czas więc na jakieś podsumowanie.

Te dwa miesiące upłynęły nam pracowicie, zdążyliśmy nauczyć się chodzenia przy nodze i nawet jeszcze to zepsuć (oklaski).
Postanowienia na Nowy Rok Szkolny?
Nie będę obiecywać, że będę częściej pisać. Jeśli chodzi o zaglądanie na Wasze blogi, to mogę zobowiązać się do pisania komentarzy, a nie jak dotąd odchodzić bez śladu.
Cchcę wreszcie pójść z Pimpkiem do behawiorysty. Tak, miało być w maju, ale najpierw łapka, potem wyjazd, potrącenie przez samochód, zapalenie jelit, drugi wyjazd i tak zeszło...

A koniec wakacji świętowałyśmy jeszcze w czwartek. Razem z Beatą byliśmy nad Wisłą. Niby bardzo blisko, ale jakoś nie jest ona zazwyczaj celem naszych spacerów. Tym razem zaryzykowałyśmy, i jak zwykle idziemy na północ, tak wtedy skierowałyśmy nasze kroki na południe. I był to strzał w dziesiątkę! Przez cały spacer, spotkaliśmy tylko troje ludzi. Psiaki pływały, aportowały z wody i brudziły się na potęgę.Po raz pierwszy wyciągałam z Pimpka rzepy. To, że nie przyniósł z wycieczki ani jednego kleszcza, traktuję w kategoriach cudu. Pech tylko, że nie wzięłyśmy aparatu i macie zdjęcia robione telefonem... 












Kto jedzie na DCDC? My będziemy w sobotę ^.^
Każdy komentarz to motywacja do dalszej pracy