środa, 21 czerwca 2017

Pimpek, APORT!

...wraz z okrzykiem w niebo leci wyrzucona piłka, pies zrywa się w chmurze pyłu i z niesamowitą prędkością pokonuje kolejne metry. Zatrzymuje się w miejscu, zęby zaciskając na upragnionym przedmiocie. Zawraca i biegnie prosto do przewodnika. Upuszcza zabawkę u jego stóp a jego oczy mówią "jeszcze, jeszcze, jeszcze...".

Zmuliłam. Zmuliłam strasznie. Wydawało mi się, że skoro Pimpek umie przynieść piłeczkę pięć razy i mniej więcej oddać, to jest okej. Nie trzeba nad tym pracować. O jak wielki mój błąd!
Teraz widzę, że umiejętność zabawy w aportowanie jest jedną z najważniejszych rzeczy w wychowaniu psa. Zwłaszcza psa, którego właściciel ma jakieś większe ambicje.
Często widzę psiaki, które spędzają cały spacer ganiając po łące za piłką. Mają obłęd w oczach. Nie są skupione na właścicielu, bogiem dla nich jest zabawka. Nie jest środkiem, jest celem. Pan zadowolony, nie ma problemu, pies się wybiega tanim kosztem. Domu nie zdemoluje jak sobie polata.
Aportowanie to wspaniałe ćwiczenie. I nie mówię tu o zapewnieniu psu ruchu. Bardzo dobrze wpływa na relację pies-właściciel. Odpowiednio przeprowadzane poprawia skupienie i uczy karności. Właśnie, odpowiednio przeprowadzone

Bardzo często myśli się o aporcie jako o czymś, co trzeba po prostu przerobić. Ja uważam, że pies powinien to też pokochać i przede wszystkim zrozumieć. Jest kluczem w wielu sportach. I nie chodzi tu wyłącznie o pracę na zabawki. To na przykład mój pies umie. Nakręca się jak powinien, nie ma problemu z przejściem miedzy zabawką a ciastkiem. Ale kiedy chodzi o zwykłe rzucanie i gonienie, traci zainteresowanie bardzo szybko. A to, cóż, fatalnie wpływa na mój autorytet ;)
Dlatego też mamy taki problem z dyskami. Ćwiczenia blisko mnie, różne take'i, overy, co tam jeszcze, działa pięknie. Dalsze rzuty powodują spadek skupienia w tempie, z jakim wędzony kurczak zostaje pożarty, gdy przypadkiem spadnie na podłogę w czasie przygotowywania obiadu.
Na niechęć Pimpka do aportu wpłynęło też dostanie parę razy w skórę od Riko, kiedy ten bardzo mocno bronił zasobów. Jeśli inne psy próbują złapać tę samą piłeczkę, Pimpuś nawet nie spróbuje jej podebrać. Jest szybki, więc dobiegnie do niej pierwszy, ale minie, zostawiając innym całą chwałę.

Czas wakacji zamierzam poświęcić właśnie na ćwiczenie różnych rodzajów aportu. Fajnie byłoby w końcu zrobić też aport formalny, ale do tego potrzebuję fajnego zwykłego.

Jak na razie bawię się z Pimpkiem, co jakiś czas wykonując krótkie rzuty i uciekając (zachęcam do gonienia). Wplatam w to sztuczki, za które mogę nagrodzić go zabawką, dosłownie 5 sekund samodzielnego mamlania i znowu razem. Traktuję to jak pracę. Nie ma rozpraszania, nie pozwalam na inne zajęcia. To jest ćwiczenie. Jeśli zaczyna olewać zabawkę, stanowcza korekta przywraca go do porządku. I widzę, że to działa. Kolejny aspekt naszego życia, w którym pojawiają się jasne zasady. Pimpuszonek chętnie porusza się po wyznaczonym przeze mnie obszarze. Po raz kolejny sprawdza się teza, że psy nie lubią zbytniej swobody. 


A zatem zasady, zasady, praca, czas. I będzie dobrze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to motywacja do dalszej pracy