poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Problem - Burza

Lato to cudowny czas. Ciepło, wakacje, energia. Można szaleć cały dzień, pluskać się w wodzie i próbować nowych rzeczy. Idealnie. No, prawie.
Ta piękna pora roku ma jeszcze jedno oblicze - deszczowe, i to deszczowe w najgorszym możliwym wydaniu.

Burzę.

Ciężko znaleźć psa, który nie boi się wystrzałów. Który spokojnie śpi w Sylwestra. Myślałam kiedyś że takiego mam, niestety, fobia dźwiękowa (bo to o niej mówimy) z wiekiem się powiększa. Robi się coraz gorzej.
Nie muszę wyglądać przez okno, żeby sprawdzić czy niebo zasnuło się czarnymi chmurami. Wystarczy, że poczuję między nogami psa, wślizgującego się pod moje biurko.
Tak, Pimpek panicznie boi się burzy. Każda większa ulewa powoduje dyszenie i obłęd w oczach. Pies nie jest w stanie załatwić się na spacerze do dwóch godzin po ulewie. W domu szuka schronienia, stojąca w pobliżu okna klatka nie wystarcza. W żadnym miejscu nie jest w stanie usiedzieć długo. Zwłaszcza, jeśli moja nielubiąca kłaków mama (dziwne, prawda?) zamknie mu przed nosem drzwi do łazienki, tym samym czyniąc niedostępną fortecę wanny. Przerażony pies natychmiast wskoczy do na chwilę otwartej szafki w kuchni, byle tylko schować się przed światem.


Dotychczas nie robiłam nic. Totalnie ignorowałam zachowanie Pimpka w myśl zasady "nie nagradzaj za strach". Jeśli usłyszeliśmy jakiś wystrzał na spacerze, po prostu brałam psa na smycz i szliśmy dalej, jeśli kulił się w pokoju, pozwalałam mu.
Ale to przesada.
Nie mogę patrzeć, jak on tak się męczy. Przecież nie będę mu codziennie podawać leków.

Postanowiłam nad burzami popracować.

Teraz, gdy widzę pierwsze objawy paniki, staram się znaleźć Pimpkowi zajęcie. W klatce natychmiast ląduje gryzak a ja wołam psa do ćwiczeń. 
Zadanie staram się mu maksymalnie ułatwić. Nie uczymy się wtedy nowych rzeczy, raczej szlifujemy te już "naumiane". Poziom trudności stopniuję w zależności od poziomu strachu. Na początku możemy się bawić, potem nie wchodzi to już w grę. Ostatnim etapem jest ćwiczenie kontaktu wzrokowego, stanowi ono też podpowiedź - "u mnie szukaj ratunku". Nie przeciążam psa. Staram się zainteresować go sobą i odwrócić jego uwagę od straszliwej straszliwości. Nie trzymam go na siłę, tylko tyle, ile jest w stanie znieść. 


Zauważyłam, że te działania zaczęły przynosić efekt. Pimpek oczywiście dalej bardzo się boi, ale zaczyna sobie lepiej radzić ze stresem. Pojedynczy wystrzał na spacerze nie jest już katastrofą, da się go puścić w niepamięć i bawić się dalej.

A jak Wasze psy znoszą burze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to motywacja do dalszej pracy